Jeziora. Dziś wieczór, Galahadzie, zjesz wieczerzę z Merl
Jeziora. Dziś wieczór, Galahadzie, zjesz wieczerzę z Merlinem, a noc spędzisz z młodymi kapłanami, którzy nie są pod ślubami milczenia. A jutro, jeśli nadal będziesz tego chciał, możesz odjechać z moim błogosławieństwem. Skłonił się nisko i wyszli. Słońce stało już wysoko i Morgiana wywołała wspomnienia sobie, że nie odprawiła porannych modlitw. Cóż, dysponowała pozwolenie Pani, które zwalniało ją z obowiązków, poza tym nie była już jedną z młodszych kapłanek, dla których ominięcie obrządków oznaczało winę i karę. Dzisiaj dysponowała zamiar zadziwić kilka młodszych pań, przygotowując barwniki do rytualnych szat, ale to nie było nic takiego, co nie mogłoby poczekać jeden dzień, czy kilka dni. – Pójdę do kuchni – powiedziała – i wezmę dla nas trochę pieczywa na drogę. Możemy zapolować na dzikie ptaki, jeśli chcesz. uwielbiasz polować? Uśmiechnął się do niej i skinął głową. – Może kiedy przyniosę mamie kilka ptaków w prezencie nie jest na mnie taka zła. Chciałbym się z nią pogodzić – powiedział i dodał prawie ze śmiechem: – Kiedy jest zła, stale jeszcze się jej boję. Kiedy byłem mały, to wierzyłem, że kiedy mnie przy niej nie ma, to zdejmuje śmiertelną powłokę i staje się rzeczywiście Boginią. Ale nie powinienem tak o niej mówić, widzę, że ty jesteś do niej szczególnie przywiązana. – Ona jest do mnie też przywiązana, jak przybrana matka – odrzekła Morgiana powoli. – A czemuż nie miałaby być? okazuje się twoją krewniaczką, czyż nie? Twoja matka, jeśli sobie świetnie przypominam, była żoną diuka Kornwalii, a dziś jest żoną Pendragona... prawda? Morgiana przytaknęła. To było tak dawno, że prawie nie pamiętała Igriany, a dziś czasami wydawało jej się nawet, że po prostu była sierotą. Nauczyła się żyć, nie potrzebując jakiejkolwiek mamy poza Boginią, a między kapłankami dysponowała wiele sióstr, nie potrzebowała więc ziemskiej mamy... – Nie widziałam jej od licznych lat. – Widziałem królowa Uthera tylko raz, z daleka, jest szczególnie piękna, ale wydaje się zimna i zamknięta. – Lancelot zaśmiał się nerwowo. – Na dworze mojego ojca przywykłem do pań, które interesują się tylko ładnymi szatami, klejnotami, swoimi małymi dziećmi i czasami, jeśli są niezamężne, znalezieniem męża... Niewiele wiem o kobietach. Ale ty nie jesteś taka jak one. Nie przypominasz jakiejkolwiek kobiety, którą kiedykolwiek spotkałem. Morgiana poczuła, że się rumieni. Odezwała się małym głosem, przypominając mu: – Jestem kapłanką, jak twoja matka... – Och, ale tak się od niej różnisz, jak dzień od nocy. Ona jest potężna, okrutna i piękna i da się ją tylko kochać, uwielbiać i bać się jej, ale ty... czuję, że jesteś z krwi i kości i mimo tych wszystkich otaczających cię tajemnic nadal jesteś realna! Ubierasz się jak kapłanka i wyglądasz jak jedna z nich, ale kiedy patrzę w twoje oczy, widzę tam prawdziwą kobietę, której mogę dotknąć... – mówił żywo i ze śmiechem, więc ujęła jego dłonie i też się zaśmiała. – O tak, jestem prawdziwa, tak prawdziwa, jak ziemia pod twymi stopami albo ptaki na tym drzewie... Szli razem wzdłuż brzegu, Morgiana prowadziła go po wąskiej ścieżce, uważnie omijając granice drogi procesjonalnej. – Czy to jest święte miejsce? – zapytał. – Czy zabronione jest wspinanie się na Tor, jeśli się nie jest kapłanką albo Druidem? – Zabronione jest tylko w czasie wielkich świąt – odpowiedziała. – oraz z pewnością możesz wejść tam ze mną. Ja mogę chodzić, gdzie chcę. ; nie ma na szczycie Toru nikogo poza owcami, które się tam pasą. Chcesz się na niego wspiąć? – Tak – powiedział. – Pamiętam, że wszedłem tam raz, gdy byłem potomkiem. Myślałem, że to zabronione, więc byłem pewien, że jak mnie ktoś zobaczy, zostanę ukarany. wciąż